środa, 28 grudnia 2016

O stracie słów kilka...


''Iść bez Ciebie
Znaczy, iść w bezdroża
Gdzie nic, prócz pustych serc 
Już nas nie spotka. 
I płonący piach dotyka ust,
A do źródła tysiąc mil.
Wróć raz jeszcze... ''

Przed paroma miesiącami sama siebie przekonywałam, że będzie dobrze, że będę regularnie pisać posty, że rozkręcę bloga, że firma o której marzę będzie hulać, że zacznę wszystko od nowa... a najbardziej liczyłam na to, że zapracuję wszystko to co boli, to coś, co jest gdzieś tam na dnie mojego serca. 

Błąd...

Nie da się zapracować bólu, nie da się wyrzucić z głowy tysiąca przemyśleń, które z reguły są niemiłe i przykre. Dzień w dzień walczysz ze sobą o spokój serca, który tak defakto nie przychodzi, a przy okazji ranisz wszystkich bliskich wokół nie radząc sobie z tym, co Cię spotkało..
Bo tak naprawdę nie zmienimy tego co się wydarzyło, nie przywrócimy życia, a  tym bardziej nie pogodzimy się z tym w przeciągu jednego dnia, o ile w ogóle uda nam się pogodzić ? 

Czy w ogóle można pogodzić się ze stratą, jaką jest śmierć bliskiej osoby ? 

Ktoś przypadkowy powiedział mi kiedyś, że do straty się przyzwyczajamy, ale w żadnym wypadku się z nią nie godzimy - taka nasza ludzka natura, tacy już jesteśmy. I to jest w moim odczuciu 100% prawdy... ja przyzwyczajam się do tego dzień w dzień, raz mi idzie lepiej, raz gorzej. Gdzieś po części umarł we mnie ten optymizm, pozytywna energia, którą tryskałam na co dzień jeszcze rok temu.. Wiem, że nie łatwo wrócić do formy, ogarnąć się i zacząć żyć w innej rzeczywistości. Niesamowicie dużo wysiłku kosztuje powrót na dawne tory.. brakuje mi tego, jaka kiedyś byłam, tego spokoju w głowie, tej fascynacji światem. Niektórzy pytają '' co się z Tobą dzieje''.. przyjaciele mówią ''weź się w garść''.. A ja pytam siebie: ''czy to nie może być prostsze'' ? 

Niestety.. to nigdy nie będzie łatwe, nigdy nie będzie przyjemne...

Ciężko się nie obwiniać, ciężko wmówić sobie ''przecież nic więcej nie mogłaś zrobić'', cholernie trudno powiedzieć sobie ''tata i tak zawsze Cię będzie kochał''... skoro to był twój ziomek, najlepszy przyjaciel, osoba której mogłeś powiedzieć wszystko, a w ostatnich dniach nie poświęciłeś mu wystarczającej ilości ''SIEBIE'. 

Ale z drugiej strony... 

Pamiętasz jego uśmiech jak mówił ''Kocham Cię Bobasku'', czujesz zapach jego ulubionych perfum. W swoich ochach widzisz jego oczy, bo są praktycznie lustrzanym odbiciem. I gdzieś tam podświadomie liczysz na to, że jak w głowie powiesz sobie ''brakuje mi Ciebie'', to on i tak to słyszy, chociaż fizycznie go już niema. Wiesz i jesteś tego 100% pewny, że nie chciałby Cię takiej widzieć.. zgorzkniałej, bez życia, smutnej... 

Dlatego.. 

Powoli zaczynam się podnosić..
Staram się patrzeć przed siebie, a nie za siebie.
Cenić to co było - pielęgnować w pamięci tylko te szczęśliwe chwile, a  w miarę możliwości wymazywać te przykre. 
Kochać tych, którzy są blisko i bez względu na moje fochy, gorsze dni i złe humory zawsze byli przy mnie. 
Powoli snuć plany i w niedalekiej przyszłości je realizować.

I do tego... Tak po prostu, znowu zacząć być lepszą wersją siebie.. 


Ps. Kocham Cię tato!